Ponieważ widzę, że wątek się zawiesił i niewiele konkretów może z tego wyniknąć, mam takie pytania czysto teoretyczne:
Jak sobie wyobrażacie sytuacje, kiedy ktoś, kto chciałby pomóc w sposób praktyczny przyjeżdża do takiego miejsca ... i co dalej ?
- pracuje, żyje, udziela się, może nawet dostaje za to jakąś kasę...
Co z tego wynika?
Jest się w miejscu, gdzie zasady ustala właściciel, a nawet jeśli ustala się je wspólnie, to wciąż wisi nad tym miejscem ewentualna możliwość zmiany zdania osoby, która według prawa i tak ma ostateczne zdanie.
Generalnie wygląda to tak, że w praktyce, wszyscy zainteresowani są w takim miejscu gośćmi, obojętnie co by nie twierdził właściciel.
Natomiast jeśli owy właściciel faktycznie chce wcielić w życie idee wspólnoty, to przecież jest wiele możliwości, by to wykonał w praktyce, czyli usankcjonował prawnie wszelkie idee i pomysły, które takie miejsce miały by określać.
Piszę o tym, ponieważ sam wiele lat tułałem się po takich czy innych eko gospodarstwach jako wolentariusz. Kiedy zapragnąłem znaleźć takie miejsce, gdzie mógłbym poczuć się całkowicie i zupełnie u siebie, okazało się, że jedynym wyjściem jest go stworzyć.
Tylko, że w tym wypadku, w praktyce znowu nic by się nie zmieniło: tyle, że teraz ja byłbym właścicielem, a inni ludzie gośćmi. Taka sytuacja występuje w wielu miejscach, które obserwowałem i które bardziej bądź mniej obserwuję nadal.
Powiem więcej, od 93 roku, kiedy to zacząłem podróżować właśnie jako wolentariusz po tzw. ekowioskach, mogę spokojnie powiedzieć, że te inicjatywy, które upadły, upadły dlatego, że właściciel zmienił zdanie. Tak było w ponad 95 % przypadków.
Przyjrzyjcie się tym sytuacjom, które sami znacie i zobaczycie, że to właśnie ta prawidłowość wszędzie się powtarza.
Bynajmniej nie chodzi mi tutaj o czarnowidztwo, ale o szczerość i praktyczne działanie idące za wielkimi ideami.
Teraz już wiem, że są białe plamy na mapie prawa, które spokojnie można zapisać po swojemu i stworzyć dane miejsce zupełnie i całkowicie zgodnie i w oparciu o wszelkie wspólnotowe idee.
DA SIĘ TO ZROBIĆ i nawet nie jest to aż tak trudne i wymagające.
Wolentariusze wszystkich krajów łączcie się

i nie dajcie się nabierać na pracę za "miskę ryżu" bo to jest jedynie ściema właścicieli, którzy 'nie potrafią' zamienić swoich idei w czyn.
Czas już odkryć, że to nie my ludzie jesteśmy właścicielami Ziemi, i że jednak to wciąż człowiek przynależy do Ziemi.
Gdyby ktoś miał jakieś obiekcje, że nie da się tego umocować prawnie, to służę odpowiedziami.