i dokąd teraz?
Witajcie,
jak zapewne część osób, które się tutaj znalazły - utknęłam i nie wiem co dalej. Czasami jest tak, że człowiek w pewnym momencie swojego życia uzmysławia sobie, że nie ma już dla niego przyszłości w miejscu w którym aktualnie jest, czuje, że musi ruszyć i zrobić coś co będzie zgodne z jego naturą (może z naturą w ogóle) bo inaczej po prostu zacznie najzwyczajniej w świecie wegetować i całe pokłady siły, energii, które gdzieś tam w nim tkwią, po prostu ulecą. To jest chyba ten mój moment.
Już jakiś czas temu dotarło do mnie, że żadna praca na etacie nie da mi radości i satysfakcji. nawet ta za grube pieniądze. zmieniam co chwilę pracę w nadziei, że może coś zatrybi we mnie ale niestety nie umiem zostać na dłużej. magazyny, sklepy, gastronomia, nawet epizod stolarski miałam przez pół roku. duszę się wśród ścian i sufitów. życie w mieście też wygląda, że nie jest dla mnie. lubię być gościem w mieście, ale nie mieszkańcem. widziałam życie na wsi, spędzałam tam mnóstwo czasu kiedyś i mam przekonanie, że to jest moje miejsce i że ja muszę wykonywać/robić coś za pomocą swoich rąk. być i żyć wśród tego wszystkiego co organiczne. W sposób minimalistyczny i w miarę możliwości samowystarczalny. Z roślinami i zwierzętami. to sie chyba czuje i poniekąd to jest chyba powołanie, czy.. no nie wiem jak to nazwać. wiem, że byłabym gotowa na ciężką pracę. kilka tygodni temu byłam w ramach wolontariatu w pewnej wiosce pomagać przy zakładaniu ogródka. Cały dzień pracy w pocie czoła ze szpadlem, taczką, innymi narzędziami i ziemią. nie pamiętam kiedy ostatni raz czułam tak ogromne spełnienie.
Wczoraj odeszłam z pracy, po raz kolejny nie wytrzymałam. Ogólnie mam nawrót depresji ponieważ W listopadzie w tragicznych okolicznościach umarła moja mama, osoba, która mnie wspierała i nigdy nie oceniała moich wyborów ( począwszy od przejścia na wegetarianizm dawno temu) Siedzę i płaczę, bo nie wiem, naprawdę nie wiem dokąd mogę się udać. Niedługo znów będę musiała tłumaczyć się przed ojcem, jeśli zadzwoni, dlaczego znów zrezygnowałam z pracy i zastanawiać się jak odpowiedzieć na jego pytanie : CO TERAZ? Mimo, że mam 24 lata, czuję się przez niego tłamszona. On widzi mnie na jakimś wysokim stanowisku, najlepiej w korporacji, w biurze, przy papierach. Nie rozumie tego, że ja jestem z tych osób, które zwyczajnie się do tego nie nadają.
Chciałabym być komuś potrzebna. Ludziom, zwierzętom. Dać coś za pomocą pracy moich rąk, troszczyć się. Czuję, że tylko takie działanie może mnie podnieść i sprawić, że odzyskam wiarę w siebie. Mam kilka pomysłów czym chciałabym się zająć na wsi, ale sama nie dam rady, chyba potrzebuję kogoś w rodzaju nauczyciela, kogoś kto mnie troche poprowadzi czy może przygarnie.
Wierzę, że spotkam się tu z jakimś dobrym słowem z waszej strony i mam nadzieję, że ktoś odpowie na te moje wołanie. ( Jestem z Trójmiasta)
|